Rok 2023

bg wtz

zajawka zmoczeni

Pandemia pokrzyżowała nam wiele planów, także te związane z wyjazdem na Spotkania Młodych na Lednicę. Dlatego też znaleźliśmy wyjście awaryjne - podążanie śladami Jana Pawła II. W ubiegłym roku była to Kalwaria Zebrzydowska, dziś Ludźmierz i Zakopane. Piątek godzina 7:00 - nareszcie wyruszamy…, a tu - ŚCIANA DESZCZU, burza kołysząca naszego busa… Co robimy? padło pytanie..., pakujemy się i w drogę, nie jesteśmy z cukru. Pan Daniel nasz kierowca był lekko zaniepokojony, ale dał radę przebrnąć przez najgorsze chwile. Choć wycieraczki nie nadążały zbierać morza deszczu z szyb my oddalaliśmy się coraz bardziej od „Halymby”. Rytmicznie bębniące krople deszczu trochę nas usypiały, a nawet zagłuszały, ale my z nadzieją czekaliśmy na promienie słońca.

No i pojawiły się w Ludźmierzu. Aby godnie powitać Królową Podhala założyliśmy piękne koszulki ze znakiem Lednicy 2000, ufundowane przez naszego dyrektora pana Darka Sitko, za co mu gorąco DZIĘKUJEMY. Nagle Kasia z posępną miną mówi, że koszulka jest za mała, Stasiu że za ciasna. No jak to???? Pani Anetka szybko rozwiązała problem udało się dopasować rozmiary. Wchodzimy do świątyni ludźmierskiej, w której nie trudno było znaleźć ślady obecności naszego świętego papieża. Przed wizerunkiem Matki Boskiej Ludźmierskiej odmówiliśmy modlitwę za wstawiennictwem Św. Jana Pawła II za cały nasz Ośrodek, pracowników i podopiecznych. W kaplicy papieskiej podziwialiśmy malowane witraże. Michał stwierdził, że pan Darek, nasz dyrektor, też by takie namalował. Na polach lednickich punktem kulminacyjnym jest przejście przez bramę rybę, tu w Ludźmierzu też mieliśmy bramę - „BRAMĘ WIARY”. Przechodząc przez nią biliśmy w dzwon nucąc cichutko "Błogosławcie Pana wszystkie ludy Ziemi…”. „Pani kawy bym się napił, a ja jestem głodny”. Ania zawołała - zostały jeszcze „sznitki” z serem. Głodni zostali nakarmieni, a na kawę trzeba było poczekać. Dotarliśmy do celu, niestety znowu w deszczu. Siostra z domu Zgromadzenia sióstr Boromeuszek zniecierpliwiona czekała na nas przy wejściu. Złożyliśmy bagaże w pokojach, niektórzy w apartamencie i w strugach deszczu szukaliśmy dobrej kawy. Okazało się, że nie dla wszystkich w lewo to jest w lewo, bo tym razem było w prawo... Ofiarami braku orientacji w przestrzeni pani Bożenki został nasz dzielny kierowca i jego dzielna żona Iwonka, którzy przemoczeni do majtek dotarli do reszty, żeby napić się smacznej, gorącej kawy. No i tak ze śpiewem na ustach... Ciągle pada... przemykaliśmy na smaczny obiad. Po obiedzie dalej… pada. Pochmurny, zamglony wieczór spędziliśmy w ogrodowej altance, śpiewając pieśni lednickie przygotowane przez didżeja Michała. Były zabawy i śmiech po pachy. Ktoś rzucił hasło - robimy grilla! Odzew był natychmiastowy. Po dwóch godzinach zajadaliśmy smaczną rybkę, zagryzając „sznitką” z serem. I tak upłynął (deszczowy) pierwszy dzień pielgrzymowania. 

24 czerwiec sobota. 
Znowu pada… rozpoczęliśmy dzień mszą w urokliwej kaplicy sióstr Boromeuszek. Po śniadaniu padło pytanie: pani, co robimy? Odpowiedź nie była prosta, bo… znowu deszcz. Dalej śledzimy papieża i jedziemy na Krzeptówki. Narodowe Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej to wotum wdzięczności dla Matki Bożej z Fatimy za uratowanie życia Jana Pawła II. Historię tej świątyni przybliżył nam ks. Leszek - miejscowy parafialny oblatywacz pielgrzymek… W modlitewnej ciszy podziwialiśmy piękno tego miejsca. Kolejne punkty naszego pielgrzymowania zostały niezrealizowane bo… wiadomo -  ciągle padał deszcz. A pamiątki?  Chór przemokniętych do majtek nie zamierzał ustępować. Przy Wielkiej Krokwi w przeddzień skoków na igielicie naszej reprezentacji, przeskakując między strugami deszczu usiłowaliśmy upolować coś ciekawego, znaleźć odpowiednie souveniry dla siebie i swoich bliskich. W pośpiechu doszliśmy do Krupówek. Stary, biały miś, znany nam ze zdjęć z dzieciństwa przechadzał się licząc na kolejne fotki i dutki…. „Pani jo chca lacie ze skóry”, „a ja breloczek”, „ja oscypki” Zakupów dokonywaliśmy w biegu, a bieg na czas zakończył się sukcesem. Żegnaliśmy Zakopane w deszczu. W drodze powrotnej z utęsknieniem wypatrywaliśmy słońca. Tuż przed Krakowem pojawiła się tęcza. Było to jak światełko w tunelu. Dojechaliśmy do Łagiewnik, do Sanktuarium Siostry Faustyny Kowalskiej. Uff, udało nam się zdążyć na Mszę Świętą. Stamtąd do Sanktuarium Jana Pawła II. I tu znowu szybka ewakuacja, wiadomo czemu… Przemoknięci, trochę zmęczeni zdążyliśmy jeszcze wejść do środka. Całe Sanktuarium tylko dla nas. Tutaj minęły wszystkie złe humory, nie przeszkadzały nam już mokre buty i wszystko inne. Tutaj prawdziwie czuło się obecność naszego papieża, tutaj też zrodził się pomysł naszego lednickiego pielgrzymowania na następny rok, tutaj zaśpiewaliśmy z radością refren pieśni „Tak, tak Panie Ty wiesz że Cię kocham…”. To był ostatni przystanek naszej pielgrzymki. Kasia z potłuczoną nogą, inni z przemoczonymi plecakami i butami… Poprzyklejane koszulki i klejące się do nóg spodnie nie przeszkodziły nam dokonać obiektywnej oceny wyjazdu. Pytając kogokolwiek z jego uczestników o to jak było, otrzymywaliśmy ciągle tę samą odpowiedź. Wszyscy mówimy: Było super!!!


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49