Aktualności i Kronika

bg wtz

zajawka koniakówPo zaspach śniegu na chodnikach z jakimi zmagaliśmy się tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia dawno już nie ma śladu. Ciepły wiatr zdążył od tego czasu zlizać najmniejsze jego resztki. Początek stycznia przypomina teraz szary i brudny listopad. Stęsknieni bardzo za bielutkim, puszystym śniegiem postanowiliśmy wybrać się w góry. Z samego rana wyjechały dwa samochody z uczestnikami zajęć klubowych prowadzonych z kandydatami i byłymi uczestnikami naszego warsztatu. Wszystkie miejsca były zajęte. Dojeżdżając do Ustronia byliśmy nieco rozczarowani. Tylko na niektórych szczytach rysujących się konturów gór można było zauważyć nieśmiało przebijające białe plamy. Została nadzieja, że w Koniakowie, który jest nieco wyżej, będzie inaczej. Ale nie było. Było tak samo jak u nas. W jednym tylko zacienionym miejscu, tuż przy Muzeum Koronek, usypana twarda górka przypominała, że jakiś czas temu tu również trzeba było odśnieżać.

„Weźcie se trosecke na pamiontke…” – przywitał nas wesoło niemłody już ździebko gazda, który jak się za chwilę okazało miał nam znacznie więcej do opowiedzenia. Kiedy weszliśmy do środka, wszyscy rozsiedli się na przygotowanych ławach. Było zimno i wszyscy pozostali w kurtkach. Nasz gospodarz w żartobliwy sposób opowiadał o twórczości miejscowej ludności, choć nie tylko, koncentrując się ostatecznie na wyrobach koniakowskich koronczarek, które chętni mogli nabyć w przylegającym do izby sklepiku. Dużą atrakcją były też jego popisy gry na trąbitach. Jak się okazało był w tym prawdziwym mistrzem. Znaleźli się chętni, którzy z zachowaniem zasad bezpieczeństwa, czyli po odpowiedniej dezynfekcji próbowali zadąć w udostępnione instrumenty. Nikomu jednak nie udało się wydobyć czystego dźwięku, a najbliżej sukcesu była nasza Jadzia. Po zakupie niezbędnych pamiątek przeszliśmy Centrum Pasterskiego, gdzie czekał nas pokaz wyrobu góralskich oscypków. Sympatyczna pani podzieliła się z nami nie tylko informacjami, ale i tym co udało jej się wyprodukować w czasie prezentacji. Oczy zebranych były wlepione w bogato rzeźbione formy, a smak świeżego sera zachwycił prawie wszystkich. Mieliśmy okazję również zobaczyć jak na tradycyjnym kołowrotku uzyskuje się wełnianą nitkę. Trzeba mieć do tego nie tylko dużo cierpliwości ale i wyjątkowo zręczne ręce. Krótki spacer sprawił, że obiad smakował nam jeszcze bardziej, a góralskie dania rozpływały się nie tylko w żołądkach, ale i na twarzach uczestników wycieczki, wywołując na nich błogi uśmiech. Z tym  uśmiechem wracaliśmy do domu. Nawet ci co tradycyjnie zasnęli w czasie podróży nie przestali się uśmiechać. Do Halemby przywieźliśmy więc piękne uśmiechy, przypominające odwrócone zarysy Beskidów. Wszyscy uznali, że wyjazd był bardzo udani mimo, że nie przywieźliśmy ani odrobiny śniegu…


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49